środa, 12 sierpnia 2009

MAŁE CO NIECO O FORMALNOŚCIACH



Już pisałem, że fajnie jest jechać sprzętem pożyczonym, ale obiecywałem też odsłonić „ciemną stronę księżyca”, czyli jakie z tego wynikają problemy. Na dobry początek – w Polsce problemów spodziewać się nie należy a przynajmniej mnie o takowych nic nie wiadomo. Dalej będzie trochę trudniej. Wyjechanie poza PL wymaga potwierdzenia umowy użyczenia, bo samo zapewnianie, że motocykl nie zwinięty spod spożywczaka najnormalniej w świecie nie wystarczy. Do samiutkiego końca naszej drugiej ojczyzny, czyli UE (dodam na wszelki wypadek), świstek po angielsku załatwia temat, natomiast od Turcji (będę odnosił się do naszej trasy) zaczynają się schody (do biur tłumaczeń, ambasad, ministerstw). Krótki przegląd:
Turcja – trzeba mieć umowę użyczenia przetłumaczoną na turecki, potwierdzoną zarówno w Ambasadzie Turcji w Warszawie, jak i w MSZ (też w Warszawie)
Syria – to samo tylko zmienia się ambasada (do tureckiej już iść nie trzeba rzecz jasna, ale w syryjskiej lepiej się pojawić:-) i język, bo potrzebny angielski
Jordania – tu jest ciekawie – nie tylko wymagają, ale jeszcze dostęp do nich utrudniony, bo placówkę dyplomatyczną obsługującą PL mają... w Berlinie. Z tego co się dowiedziałem przez telefon wysyłamy do nich skany wszystkich dokumentów (umowa użyczenia, paszporty, opis podróży) i zwrotnie dostajemy pozwolenie na wycieczkę nad Jordan.
Rosja – moja ulubiona placówka w Gdańsku była tajemnicza i nie chciała się podzielić sekretem wstępu do krainy cyrylicy, ale żem uparty tom się dowiedział:-) A więc tłumaczymy na wiadomy język i następnie z tym do mojej ulubionej placówki:-) w celu potwierdzenia. I tyle...

A i jeszcze jedno, od Turcji począwszy umowa użyczenia (nie ważne czy zawarta z kolegą, ciocią z podlaskiego, czy obywatelem miniaturowej Sealandii) musi być potwierdzona notarialnie. Każde takie potwierdzenie, tłumaczenie, przypieczętowanie to oczywiście koszty i jeśli ktoś jest zainteresowany to wrzucę szczegóły jak już przebrnę cały proces (zaczynamy działać od najbliższego poniedziałku).

Ps. Na zdjęciu Sealandia, o której wspomniałem w tekście, czyli państwo-platforma przeciwlotnicza na Morzu Północnym – też je kiedyś odwiedzę, ale to już pewnie nie motocyklem;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz