wtorek, 29 września 2009

OSTATNI DZIEN W TARTUS - SYRIA

Wpadlismy jak sliwki w kompot w Tartus i trudno sie stad wydostac:) W sumie zaliczylismy cztery noce zamiast dwoch, ale skoro ludzie jada na dwa tygodnie do hotelu w Egipcie to dlaczego nie posiedziec paru dni w duzo bardziej goscinnej Syrii? A dlaczego bardziej goscinnej? Np. dlatego, ze nie biega za Toba natretny sprzedawca, ktory zlorzeczy po arabsku jak nie zechcesz nic kupic. Bo ludzie witaja sie z Toba na ulicy bezinteresownie - najnormalniej w swiecie chca Cie pozdrowic i sprawic zebys poczul sie dobrze w ich ojczyznie. I swietnie sie im to udaje, bo dokladnie tak sie czlowiek czuje:)
W Tartus mielismy wszystko co potrzebne do wypoczynku - piekne, pustawe plaze, rewelacyjna pogode, fajna wyzerke w bardzo przystepnej cenie i otwartych ludzi. Wczoraj np. spedzilismy wieczor w domu poznanego w knajpce Syryjczyka (na zdjeciu z zona, corka i mna:). Moglismy uciac pogawedke po Polsku - czlowiek prawie piec lat spedzil w Wawie i baardzo cieplo mowi o PL. No, ale nic, jutro pedzimy do Damaszku, zobaczymy co tam w trawie piszczy. Moze jeszcze, jako ending story, garsc praktycznych spostrzezen z Tartus. Czujemy sie tu nawet bardziej bezpiecznie niz w Turcji. Wspomnialem slowko o zamordyzmie. Jego efektem (poza innymi, zapewne mniej pozytywnymi)jest niski poziom przestepczosci. Nie ma rozwrzeszczanych. wloczacych sie bez celu meneli po kilku glebszych (podobno natychmiast taki trafia do paki) co zdarzalo sie w Turcji. Z drugiej strony nie ma tez zupelnie problemu z kupnem alku, ktory jest dostepny w wiekszosci spozywczakow. Sa i ciekawe kontrasty. Niby laski na plazy wchodza do wody w pelnym opakowaniu, ale juz na miescie wiekszosc jest ubrana na Europejke i gdyby nie kompletna niedbalosc o walajace sie po ulicach smieci, mozna by sie poczuc jak w Europie. Ostatnie rada na koniec. Omijajcie polecane w LP hotele, bo sa drozsze od tych niepolecanych a o tym samym standardzie nawet *2.

O WYSPIE ARWAD, SHERATONIE I WASACH

Zebralo mi sie na napisanie o mydle i powidle. Tematy ze soba niespecjalnie powiazane, moze poza tym, ze nie bedziemy opuszczac Syrii:) Jako starter wyspa na jakiej bylismy pierwszego dnia, wymagajaca paru zdan rozwiniecia. Miejsce to niezwykle. Jedyna wyspa Syrii to zabytki krzyzowcow obudowane domkami tak gesto, ze nie da sie samochodu wsadzic. Nie ma na Arwad nawet wszedobylskich 125-ek i rowerow. A nie ma, bo co z tego, ze wyspa calkiem spora jak najszersze ulice maja ze 3-4 metry szerokosci i te sa w mniejszosci ( do tego zastawione straganami). Wiekszosc wyspy to korytarzyki - takie na metr, gora dwa. Wlazisz w ten labirynt i nie wiesz jak sie z niego wykaraskac - swietna zabawa:) Jak komus za ciasno to z zamku w najwyzszym punkcie Arwad mozna rozejrzec sie ponad dachami i podziwiac morze, gory i Tartus, i siedziec, i podziwiac, i siedziec... A teraz z mojej ulubionej serii zagadka w poscie:) Co robia kolesie na tym placu budowy? Zerknijcie na foto. Chalupe sobie stawiaja? A moze jakis pawilonik handlowy? No dobra, tytul wszystko zdradza. Ta trojka (czworka?) chlopow buduje kilkunastopietrowgo Sheratona:) Obserwuje ich od paru dni, bo to niedaleko naszego hotelu, i tak sobie buduja na leniwca, ekskluzywnego giganta. Ciekawe kiedy termin otwarcia obiektu? I na koniec wasy. Pamietacie, ze kiedys modne nad Wisla, ostatnio moga byc widywane raczej tylko u taksowkarzy a nawet w taxi sa juz na wymarciu. W Syrii was z mody nie wyszedl a ma wrecz specjalna role do spelnienia. Otoz was jest dowodem powagi i wysokiej pozycji. Jak urzednik - to was. Pan policjant - was. Ojciec wyprowadzajacy rodzine na spacer - wiadomo. I wreszcie najwiekszy trendseter w panstwie. Czlowiek, ktorego zdjecia patrza na Ciebie ze wszystkich budynkow rzadowych, wielu witryn sklepowych a nawet oklejonych szyb prywatnych samochodow - Pan Prezydent - rowniez stylowy was. Syria zdecydowanie rozni sie od wszystkiego co do tej pory widzielismy. Jest bardzo ciekawie:)

sobota, 26 września 2009

NASZA BAZA W TARTUS:) - SYRIA

Syria nas szybko wciagnela. Bylismy juz na wyspie krzyzowcow (czego oni tu nie pobudowali) do ktorej dociera sie wodnym autobusem a jutro ruszamy zdobywac zamki za miastem. Ceny w Syrii sa bardzo przyjazne. Rejsik takim waterbusem kosztuje 2 zl. na glowe a plynie sie kilka kilometrow. Paliwo kosztuje jakies 2.5 zl. a nocleg z widokiem na morze, ze czaszka dymi kolo 80 zl (widoczek z bazy jak nalezy, co?:). Jak dodamy do tego falafele i kebaby za 3-4 zl. to mamy wreszcie tani kierunek do pozwiedzania. Az mnie wzdryga jak pomysle o tureckim paliwie za prawie 7 zl. litr. Jest tez cos co nas zasmucilo. Panuje tu jednak spory zamordyzm. Strona naszego bloga jest zablokowana. Nie moga sobie Syryjczycy poblogowac. Oj nie lubie jak wladza, ktora ma sluzyc ludkom, miast tego zaklada im kaganiec, nie lubie.

DA SIE MALYM LITRAZEM DOJECHAC DO SYRII:) - TARTUS

Miala byc Lattakia, czyli najwiekszy syryjski kurort nad Morzem Srodziemnym, ale nam sie tam zupelnie nie spodobalo. Bylo to duze, brudne i kompletnie nie przypominalo zachecajacych opisow z przewodnika (do tego hotele albo podle, albo przesadnie drogie). Pomknelismy wiec 100 km. na poludnie do portowego Tartus. Kiedys to byla duza osada krzyzowcow po ktorych zostaly umocnienia i stare miasto z kamiennymi budowlami zamienionymi w mieszkania i meczety. Na pierwszy rzut oka jest ciekawiej niz w Lattakia, ale wiecej bedziemy mogli powiedziec jak sie solidnie powkrecamy w klimat.
Syria przyniosla zupelna zmiane podejscia do nas i naszego sprzetu. Zaraz za granica stalismy sie atrakcyjnymi eksponatami do pstrykniecia sobie fotki a lokalsi zgodnie uznali, po dokladnych ogledzinach i wywiadzie dotyczacym osiagow, ze mamy swietne motocykle:) Wczesniej malolitrazowosc i chinskie pochodzenie budzily jedynie szczere zaskoczenie, ze tak daleko sie dalo tym dojechac, ale zachwytow nad sprzetem nie bylo. Motorki calkiem ladne, ale podobnych u nas pelno a i lepszych sporo. Teraz, co jest nowoscia, motki zaczynaja sie solidnie podobac i mozemy sie niemal polansowac Zippami na miescie:) Fajne jest tez to, ze szokuje odleglosc - 'rety! z Polski!' - ale pojemnosc juz nie, bo co jest nie tak ze 125 cm? Normalny motocykl przecie:) Jest tez nowosc, zwiazana z ruchem na ulicach. Jest ten ruch jeszcze bardziej szalony i nieprzewidywalny niz w Turcji. Samochody jada zygzakiem, zatrzymuja sie na srodku drogi, w kompletnym tloku, powodujac koszmarne zatory i trabia jak orkiestra na defiladzie- la makabra. I jest jeszcze cos:) Zgadnijcie dlaczego syryjski samochod/motocykl w ciagu dnia ma wlaczone swiatla. Normalnie w dzien ma wylaczone. Ale jak jedzie pod prad a zwlaszcza jak jedzie pod prad na autostradzie to wlacza wtedy:) Juz widac, ze w Syrii nudno nie bedzie:)
Ps. To jest wczorajszy post. Juz sie zainstalowalismy w w Tartus jak nalezy, ale malo tu wlanu a Era chyba nie ma roamingu na transmisje danych, bo z GSM sie nie daje nic wyslac:(

czwartek, 24 września 2009

KUNEFE, CZYLI RAJ W GEBIE - ANTAKYA -TURCJA



Jesli zapedzicie sie kiedys do Antakya musicie sprobowac miejscowego specjalu. Nazywa sie toto Kunefe, jest podawane na goraco, zawiera w sobie ser, ktory ciagnie sie jak w pizzy i calosc smakuje naprawde niezwykle (z tego co sie wywiedzialem, dostepne tylko w Hatay). Dodam tylko, ze chodzi o ciastko i to ciastko wyjatkowo slodkie. W przeciwienstwie jednak do wielu tureckich lakoci nie jest to tylko poslodzona ciapa, ale znalezc w niej mozna naprawde ciekawe posmaczki. Co sie zreszta bede rozpisywal. Trzeba sprobowac i warto sprobowac:) Antakya chociaz juz ze szwedajacymi sie z rzadka turystami to jednak ciekawsza od Adany. Poza miksem religijnym, mamy tu tez labiryntowata starowke, ciekawe muzeum i kosciol sw. Piotra, czyli obiekt z samych poczatkow Chrzescijanstwa (miesci sie w malej jaskini, ale dlaczego wejscie kosztuje az 16 zl.? Wszystkie muzea i atrakcje turystyczne sa w Turcji absurdalnie drogie - dojenie turysty). Jutro opuszczamy kraine kebaba i ruszamy w kierunku solidnie doprawionych falafeli:)

ANTAKYA - TURCJA



 


Jestesmy juz maly kawalek od granicy syryjskiej a dotarlismy przy okazji do wyjatkowego miasta.W Antakya (bo o niej/nim mowa:) dom w dom mieszkaja katolicy, protestanci i muzulmanie. Spacerujac ulicamy natkniemy sie na synagoge obok ktorej znajdziemy kosciol katolicki a za chwile naszym oczom ukaze sie meczet - po prostu bajka. Wreszcie miejsce gdzie religia nie jest jedynie kolejnym pretekstem do zwady. Ta harmonia nie jest oczywiscie dzielem przypadku. Antakya istnieje juz sporo ponad dwa tysiaclecia a rozne wyznania egzystuja obok siebie od zawsze. To nie koniec kolorytu tego miejsca. Na sklepach spotkamy sie z napisami arabskimi (to bardzo nietypowe jak na Turcje) i uslyszymy ten jezyk posrod miejscowych. I jak tu nie lubic tego miasteczka? W ramach spaceru wpadlem na pomysl odswiezenia fryzury i tym sposobem poznalismy Hasana. Fanatycznego fana Fenerbache Stambul i wielkiego znawce futbolu. Zaprosilem go na Lechie, moze kiedys przyjedzie:)
Ps. To wczorajszy post, wyslany z poslizgiem, bo byly problemy z polaczeniem z siecia.

KROTKO O ADANIE

Jeszcze sekundke o Adanie z ktorej wczoraj wyjechalismy. Stolica regionu Cukurova (takie rolniczo-przemyslowe zaglebie) jest swietnym miejscem dla spacerowiczow i miastem sporych kontrastow. Z jednej strony sliczne parki i aleje a z drugiej dzielnice biedoty zaczynajaca sie w okolicach... hotelu Hilton. Miasto zdecydowanie polecamy - warto wpasc na pare dni i poczuc klimat prawdziwej Turcji (miejsca w ktorym ulica nie jest nastawiona tylko na dojenie turysty z dutkow - tak na marginesie nie natknelismy sie na zadne wycieczki i ludkow o europejskiej urodzie). Przy okazji chcialem sie pochwalic udanym zdjeciem. Jakosc nienajwyzsza, bo pstrykniete w biegu, ale ujecie wyszlo pierwszorzedne. A na zdjeciu jeden z najwiekszych meczetow w Turcji (i w calym regionie) zbudowany za prywatne pieniadze ledwie przed kilkunastu laty i nazwany od nazwiska fundatora - Meczetem Sabanci. Ladny co?:)

wtorek, 22 września 2009

MOTO JUZ PO PRZEGLADZIE - ADANA

Wreszcie nasze sprzety doczekaly sie przegladu. Znalezlismy miejscowego speca od 125-ek (i nie tylko 125-ek zreszta). Czlowiek zna sie na rzeczy. Na codzien naprawia tony roznych motkow, w tym i chinskich marek, ktorych jest tu zatrzesienie. A co ciekawe najbardziej znanym w Turcji tanim brandem jest Mondial. Robia wszystko, od skuterow po wieksze bajki (chyba 250-ki) i jest to oczywiscie chinski produkt. A ciekawe dlatego, ze kiedys Mondial to byla powazna i droga wloska marka, ktora najwyrazniej zostala kupiona za Juany i poszla w masowke. Wracajac do przegladu. Mechanior stwierdzil, ze wszystko jest zaskakujaco O.K. (to cytat:) a sprawdzal moto naprawde szczegolowo. W ogole czlowiek i jego cala ekipa byli niesamowicie sympatyczni - bardzo przejeli sie ta nasza podroza, sprzetem i duzo czasu poswiecili na bzyki. Zal bylo opuszczac ich warsztat tacy byli serdeczni. Chyba jestesmy naprawde fajni, bo skoro swoj trafia na swego, to my mamy szczescie, w zdecydowanej wiekszosci, trafiac na swietnych ludzi:)

poniedziałek, 21 września 2009

ADANA - TURCJA

Mielismy zrobic przeglad sprzetu i leciec nad morze, ale spodobalo nam sie w Adanie i zostalismy na troszke (1-2 dni? Jeszcze nie wiemy). Miasto jest czwarte pod wzgledem wielkosci w Turcji (skromne 1.2 mln. ludzi), i nie jest najwazniejszym punktem na mapie turystycznej. Ale znajdzie sie w nim kilka wyjatkowych zabytkow i ciekawych miejsc. Ta nieturystycznosc jest spora zaleta. Zycie toczy sie swoim normalnym tempem, mozna poczuc prawdziwa, nieupudrowana Turcje i cieszyc sie duzo nizszymi cenami niz w Stambule:) Problemem jest tylko nocleg, bo lalo jak z cebra gdy wjezdzalismy i wzielismy pierwszy hotel jaki sie nawinal pod kolo. Szczesliwie znalezlismy juz mniej spelunkowate miejsce i jutro sie przenosimy. Po drodze do Adany natknelismy sie na tureckie wesele a wlasciwie oficjalna przeprowadzke pani mlodej do swojego wybranka. Na samochod pakowano cale wiano szczesliwej niewiasty, w kolo krecili sie muzykanci a pan mlody tancowal wraz z meska czescia towarzystwa. Niesamowite to bylo:) Jutro na pewno wrzuce na ovi (nasza fotorelacja) film z tego zajscia i inne obiecane klipy, ktorych nie udalo mi sie zamiescic wczesniej ze wzgledu na brak szybkiego netu.

TURECKIE ZAKOPANE:)

Mowilem, ze gory sa porzadne i prosze bardzo. Obiecane ujecia sprzed naszego motelu. Za pare minut ruszamy dalej i za jakies 2-3 godziny bedziemy juz nad Morzem Srodziemnym. Nie wiem tylko co sie dzieje z pogoda. Widze, ze w Warszawie 24C a w Stambule deszcz i ledwie18C. U nas jeszcze gorzej, bo jakies 16 stopni i co chwile pada - chyba mamy do czynienia z globalnym odwroceniem klimatu a nie ociepleniem:)

niedziela, 20 września 2009

100 KM. DO ADANY - TURCJA

Dzisiaj bylo typowe kino drogi. Polykalismy leniwie kilometry, akcji niewiele, tylko fantastyczne obrazy przewijaly sie przed oczami. Droga do Adany okazala sie szlakiem przez prawie zupelne pustkowie. Przez 100 km. zadnego miasta a w oddali male osady, zapewne pasterskie, bo jedyne zywe istoty jakie widywalismy to owce. Niesamowite byly zmiany krajobrazu - od rowniny do prawdziwych szczytow gorskich. Jutro wrzuce fotke sprzed motelu w jakim spimy - zobaczycie, ze te gorki to nie zarty. A ta miescinka na zdjeciu to najwieksze skupisko ludzkie na naszym ponad 200 km. etapie.
Stan licznikow:
Magda 4299
Darek 3971

sobota, 19 września 2009

MILY DZIEN NA TRASIE - TURCJA

Fajnie sie dzisiaj dzialo. Po pierwsze, w tym niepozornym lokalu na zdjeciu, zjedlismy zdecydowanie najlepszy posilek jak do tej pory. Sporo juz nasze podniebienia sie nasmakowaly i tego, i owego, ale ta knajpa rozlozyla wszystkie wczesniejsze potrawy na lopatki. To byl kulinarny dzannach (czyli muzulmanski raj - podszkolilem sie z islamu:). Poczawszy od pieczywa, przez danie glowne a na deserze skonczywszy. Przy tym bylo NIEZWYKLE milo. Potraktowano nas jak dobrych znajomych - szczerze, bez chocby odrobiny sztucznosci. Lokal to rodzinny biznes - na dole restauracyjka a na gorze mieszkanie. Wiem, ze raczej marne szanse, ze ktos skorzysta z naszej rekomendacji, ale i tak polece te knajpke:) Jesli bedziecie kiedys mknac Wasza ciezarowka, koreanskim kombi czy motocyklem malolitrazowym:) na trasie Ankara -Adana, to zjedzcie z drogi tak gdzies na 45 km. na poludnie od Ankary i kierujcie sie na miejscowosc Incek (to tez zjazd na stacje BP) i po jakichs 3 km. z lewej strony ujrzycie knajpke ze zdjecia (przy pierwszym rondzie juz w Incku). Warto stracic te pare minut na dojazd i podelektowac sie regionalna kuchnia na najwyzszym poziomie. A spotkala nas i inna mila sytuacja. Na stacji ladowalismy nasze fony, bo podupoadly bidaczki od GPS-ow i mejli. Zawsze w podobnej sytuacji wszyscy sa bardzo pomocni i bez problemu oferuja i gniazdko z pradem, i krzeslo coby bylo wygodnie. Ale tym razem spotkalismy czleka wyjatkowo otwartego, ktory przesiedzial z nami cala swoja przerwe i poopowiadal z przejeciem o swoich rodzinnych stronach w Kurdystanie i skomplikowanej sytuacji Kurdow - najwiekszej spolecznosci na Bliskim Wschodzie bez wlasnego panstwa. To byl naprawde dobry dzien:)

W KIERUNKU ADANY - TURCJA

Zobaczcie co za niespodzianka na nas czekala po wlaczeniu sie wielkiej zarowy:)Nie wiedzielismy, ze w tak malowniczej okolicy zaparkowalismy namiot. Wygladamy sobie z rana na zewnatrz a tu widoczki jak z katalogu:) Nasz nocleg mial tylko jedna wade - namiot postawilismy obok mini meczetu i w nocy mielismy pod nosem rozgadany tlum zmierzajacych na modly. Dzisiaj konczy sie Ramadan i zdaje sie stad bierze sie wzmozona aktywnosc wiernych. Tak na marginesie przy prawie kazdej stacji znajduje sie wyznaczone miejsce do modlitwy, taki wlasnie mini meczet.

WSCIEKLIZNA PANUJE NA TURECKICH DROGACH

I nie mysle tu wcale o zwierzakach. To Tureccy kierowcy sa zainfekowani tym paskudztwem a zwlaszcza rodzina TIR-owcow. Siedzisz sobie na obiedzie w knajpce przy autostradzie, dookola masa facetow dopiero co wysiadnietych z ciezarowek i jest wszystko OK. - sympatyczni, pozdrowia, o motor zapytaja na migi. Morowe chlopy. A niech taki tylko ruszy tym swoim wielotonowcem to dostaje natychmiastowego ataku wscieklizny, i zamienia sie w imbecyla bez wyobrazni. Ciezarowki podzielilismy na 3 grupy. Takie co korzystaja z dodatkowego pasa na jezdni i Cie wyprzedzaja w sposob praktykowany w cywilizowanym swiecie - kierowcy tych sprzetow zarazeni nie sa i np. na lotniskach powinni byc potraktowani bez kwarantanny.Dwie kolejne grupy to juz okazy choroby w zaawansowanym stadium. A wiec grupa duga to takie ciezarowki co juz nie wyprzedzaja, pomimo wolnego pasa ze swojej lewej, tylko dojezdzaja do Ciebie na duzej szybkosci i trabia zawziecie (a co ich to obchodzi, ze na pasie awaryjnym dziury akurat). Trzecia grupa jest najciekawsza. Ta chyba pod wplywem filmow z duchami przenikajacymi materie, postanawia skorzystac z podobnego rozwiazania i po prostu jedzie na Ciebie. Nie trabi, nie mruga swiatlami - jedzie ile fabryka dala. Szczesliwie zawsze jakos umykamy wariatom na pobocze, ale co sie stanie jak sie zagapisz to nie wiem. Moze faktycznie przenikaja przez motocyklistow i jada dalej nie czyniac krzywdy? Trzeba tez uczciwie powiedziec, ze z naszymi osiagami jestesmy troche zawalidrogami, pomimo sporej gimnastyki zeby tak nie bylo. Jak bedziecie pedzic ponad setke temat ciezarowek juz nie powinien byc az tak dokuczliwy jak w naszym przypadku. Chociaz i tak zajedzie Wam jakas droge niecodziennym manewrem na pewno :) Przy stresie i gonitwie panujacej na tureckich drogach, nic dziwnego, ze jest tez chwila na relaks. Na stacjach paliw znajdziecie fotele z masazem a czasami i wymyslne automaty do akupunktury stop - jak to dziala nie wiem. Pomimo szalejacej wscieklizny zrobilismy dzisiaj najdluzszy etap i nakrecilismy prawie 390 km. Stan naszych licznikow:
Magda 3826
Darek 3495
Ps. Jak widac znowu partyzancki nocleg mamy:)

czwartek, 17 września 2009

LAZIC JUZ WIECEJ NIE DAMY RADY - JUTRO WYJEZDZAMY - STAMBUL

Nie bede Wam przynudzal jaki to Stambul piekny. Cos z innej manki teraz:) Natknelismy sie dzisiaj na dwa ciekawe miejsca o ktorych pare zdan. Pierwsze, to znany z przewodnikow Grand Bazaar. Czy warto tam wpasc zdania sa podzielone. A ja Wam powiem, ze warto. To nie jest bazar, to jest wyjatkowy labirynt zakupowych sciezek pod dachem. W srodku panuje niezwykly klimat, bo czujemy sie w tych zdobionych lochach, jak w dziwnej swiatyni zakupow. Co tam mozna kupic? Wymyslcie sobie dowolna rzecz jaka chcielibyscie tam znalezc i pewnie Wam sie to uda:) Wyjasnila sie przy okazji tajemnica przesadnie markowo ubranych obywateli Stambulu (co drugi taksowkarz ma sweterek Lacosty a malolaci biegaja w, przynajmniej, G-starze - czegos takiego nie widzialem nawet w NY:). Na Grand Bazaar znajdziemy najlepsze swiatowe marki w NAJLEPSZYCH cenach:) Pokrecilismy sie tam z godzinke i mielismy z tego spora radoche. Drugie miejsce to jadlodajnia. Polecanie lokalu z wyzerka w Stambule jest troche bezsensu, bo jest tego z milion, albo i wiecej - najlepiej po prostu lazic, i samemu probowac. Ale, ze trafilismy na miejsce z wyjatkowo przyjaznym klimatem i smacznym jedzeniem, to podamy namiary. Na Turkeli 31 znajdziecie pierwszorzedna lokante, czyli mala rodzinna knajpke podajaca jedzenie raczej dla miejscowych niz dla turystow. Wpadajcie i zajadajcie:) Jutro zaczynamy nasza podroz w kierunku granicy syryjskiej:)

środa, 16 września 2009

Z OSTATNIEJ CHWILI:) - RAMADAN PO ZMROKU

Odbilo mi i wyskoczylem na wieczorne podziwianie miasta. Magda popukala sie tylko w czolo slyszac moja propozycje (to byl naprawde meczacy dzien), ale ja sie nie poddalem i siedze sobie teraz na Stambulskim Hipodromie, czyli glownym deptaku na Sultanahmet (to tam gdzie Blue Mosque). To co za dnia wygladalo na pekajacy w szwach Stambul, po zmierzchu jeszcze sie zaludnilo. A wrecz eksplodowalo potwornym tlumem. Trwa Ramadan, czyli swiety miesiac w czasie, ktorego dobry muzulmanin od switu do zmierzchu nie je i, co lepsze, nie pije. Za to po zmroku juz mozna i tak to teraz wyglada, ze cala masa ludzi wyglodnialych i spragnionych rzucila sie na wszelkiego gatunku jadlo i popitke. Trwa w najlepsze ucztowanie - ludzie pija i jedza, i jedza, i pija, i... tak do rana? ;)

SPACER DO AZJI - STAMBUL

Ucielismy sobie dzisiaj spacerek do Azji - doslownie. Przeskoczylismy most przez Bosfor i tym samym wyskoczylismy na pare godzin z Europy:) Stambul hipnotyzuje widokami - jest cale mnostwo miejsc nadajacych sie na widokowki i starczyloby tego na kilka stolic. Nie ma sie zreszta czemu dziwic Stambul to nie jakies tam miasto, ale gigant mieszczacy w sobie (wraz z przedmiesciami) skromne 18 mln. ludzi (czyli bedzie tego na kilka stolic). A ponoc i ponad 20 wszystkich sie juz uzbieralo, bo trwa ciagly naplyw ludu z prowincji, i nielegalnych emigrantow tez masa przemyca sie przez granice. Spacer do Azji byl naprawde spacerem bosmy na piechotke glownie zwiedzali, ale bylo tez testowanie komunikacji miejskiej. Tutaj Stambul tez nas milo zaskoczyl. Tramwaje sa nowoczesne, wygodne (chociaz fakt, ze jak wszystko w Stambule maksymalnie zatloczone) i klmatyzowane. Jest to poziom jaki z rzadka tylko udaje sie osiagnac polskim miastom. Poza tym jest tez ciekawostka w postaci tokenow jako alternatywy dla biletow. Wypozycza sie za kaucja taki drobiazg (wyglada to jak bateria do zegarka z uchwytem), ktory nastepnie doladowuje sie wybrana kwota w automatach - wazne na kazdy rodzaj transportu miejskiego. Nie ma niestety biletow dobowych, ale zawsze jakies to ulatwienie jest. Poza tym nie ma popularnych kanarow a po prostu wchodzi sie przez bramke, tak samo jak to czesto jest w przypadku metra. Jutro ciag dalszy zwiedzania, bo my juz ledwo chodzimy a miasto ciagle ma wiele do zaproponowania.
Ps. Ten macho na zdjeciu to ja w polowie drogi do Azji (czyli mniej wiecej na srodku mostu).

wtorek, 15 września 2009

ISTANBUL - TURKIYE:)

Jestesmy w Stambule i od razu zrobilo sie super ciekawie. Po pierwsze poruszanie sie po miescie motocyklem to duza dawka czystej adrenaliny. Zasady ruchu sa proste: kto pierwszy ten lepszy a jak przy tym jeszcze wiekszy, to juz sie pierszenstwo bezapelacyjnie nalezy. Oczy musielismy miec dookola kasku. Juz niby wszystko jasne i jedziemy sobie beztrosko swoim pasem a tu nagle ciezarowka chce sie na nas wpakowac, domagajac sie natychmiastowej teleportacji motocykli. Problem ciezarowki rozwiazany a tu nastepne autko wciska sie przed Ciebie jakby nie zauwazajac Twojego istnienia. Poza tym wypada tez trabnac solidnie od czasu do czasu - a co! Po paru chwilach przeskoczylismy w cywilne ciuchy i bylismy pieszymi. Tu tez ciekawie:) Chcesz przejsc przez ulice to... przechodzisz. Jak sie bedzie czekalo na milego kierowce ustepujacego pierszenstwa, to nie przejdzie sie nigdy. Przechodzenie winno odbywac sie krokiem zdecydowanym, albo i biegiem, jesli zajdzie taka potrzeba. Potkniecie na pasach moze oznaczac przetoczenie sie po nas rozgoraczkowanego auta. Na przejsciu szanse na szybkie przedostanie sie na druga strone ulicy rosna, ale i poza nalezy wymuszac pierszenstwo i slalomem miedzy samochodami - hop! Nie jest przy tym wazne czy ulica jest jedno, dwu, czy czteropasmowa. Sa jeszcze przejscia z sygnalizacja swietlna. Tutaj reguly tez proste - jak zielone to trzeba slalomu probowac a jak czerwone to nalezy - inni przeciez czekaja i kolejka niecierpliwych sie robi. Trzeba przyznac czesc komunikacyjna jest wesola. Co do miasta, to przezylismy mile zaskoczenie. Nie przygotowywalismy sie specjalnie na Stambul. Zero czytania i budowania bazy danych (mamy przewodnik LP w komorkach, ale to do poczytania na laweczce, jak zabraknie pomyslow na spontaniczna wloczege). Nie czytalismy, wiec nie wiedzielismy jak jest a najbardziej prawdopodobna wydawala nam sie powtorka z Kairu, czyli sporo balaganu i zabytki nierzadko w stanie silnego nadgryzienia czasem. A tu tymczasem piekne, zadbane aleje, place z fontannami i ludzie wygladajacy jak z europejskich metropolii. Wspomniane zabytki nie w rozpadzie (jak np. w takim Bukareszcie) a dodatkowo jest ich tyle, ze mozna dostac zawrotu glowy (no tego sie akurat spodziewalismy). Nasze 3 dni zwiedzania beda oznaczaly solidny maraton. Ma Stambul i wade a jest nia wysoka cena za noclegi. Hostele kosztuja ok. 10 euro za lozko, w salach kilkuosobowych a dwojki, w przyzwoitej lokalizacji, od 40 euro - to duzo:( Temat hosteli nadaje sie zreszta na osobny watek, bo podobnie jak w Bukareszcie, haslo hostel jest wykorzystywane do podbijania ceny. Hostel przeciez najtanszy, wiec nie warto szukac gdzie indziej. Ano warto. I poszukalismy na hrs.pl. Nie jest tanio jakbysmy chcieli, bo placimy wspomniane 40 euro. Ale nie za hostel (gdzie warunki zazwyczaj takie sobie) a za swietnie usytuowany hotel 3 gwiazdkowy (wg tureckiej klasyfikacji ma 4*). Spimy blisko starowki i sztandarowego meczetu Stambulu - Blue Mosque, czyli meczetu Sultanahmeta i w zasiegu 'na nogach' wszystkich wiekszych atrakcji starego miasta.
Mamy za soba krecenie sie motorkami po piekielnie zatloczonych ulicach i dluugi spacer po starowkowych zakamarkach, wiec trzeba zabrac sie pomalu za nocne ladowanie akumulatorow. Tym bardziej, ze jutro w planach caly dzien w marszu. Jak widac na zdjeciach udalo nam sie juz dostac do Blekitnego Meczetu. A jesli lacze pozwoli, wrzuce jutro na Ovi (dzial foto) filmik z glownego placu Stambulu z adhanem (wyspiewywanym wezwaniem do modlitwy saczacym sie z minaretow) w roli glownej.

NASZ DOUBLE ROOM:)

Debiut w namiocie mamy juz za soba. Rozbilismy sie na parkingu przy autostradzie i dalo sie calkiem dobrze spac (w tym miejscu slowa uznania dla ekipy z Hannah za Scouty - bylo calkiem chlodno a spiwory zapewnialy pelen komfort). Musielismy, jak widac, postawic namiot na chodniku, bo w zwiazku z ostatnimi ulewami caly teren jest mocno podmokly. Teraz tureckie sniadanie i mkniemy dalej:)

poniedziałek, 14 września 2009

DOTURLALISMY SIE DO TURCJI:)

Lekko nie bylo, ale jestesmy w Turcji i to zaledwie 70 km. od Stambulu. Przede wszystkim dala nam w kosc droga do granicy, od strony Bulgarii. To byl najgorszy asfalt na trasie i 60 km. jechalismy przeszlo 2 godziny (na przemian, a to balem sie, ze strace kufer, a to, ze zeby - takie byly wyboje). Turcja przywitala nas prawie 2 h formalnosci na granicy. Sprawdzano starannie wszystkie nasze dokumenty, w tym i pozwolenia na motorki z ambasady). A my biegalismy od okienka do okienka. W sumie po kilka razy do kazdego z trzech - jedno bylo od wizy, nastepne od pieczatki w paszporcie, a na koniec rejestracja pojazdu. Dlugo bylo, ale milo. Nawet jeden z pogranicznikow okazal sie motocyklista i podpytywal zywo o nasze maszynki. A i jeszcze jedno, jestesmy pierwszymi osobami jakie wjechaly do Turcji Zippami:) Czlowiek w okienku od rejestracji jak uslyszal jaka marka to zrobil mine pt. Nie ma takiego numeru. Potem dlugo szukal w systemie, pytajac przy tym czy nie Honda aby na pewno to nasze moto. I na koncu wprowadzil Zippa do bazy danych informujac, ze juz bedzie w komputerze od teraz:) Turcja poki co pozytywnie zaskakuje - drogi sa znakomite a prawie od samej granicy jedzie sie autostrada. Na zdjeciach : pierwszy meczet na naszym szlaku i widok z knajpki w ktorej polknelismy obiad - pikantne bylo:)) Jutro raport juz ze Stambulu.

niedziela, 13 września 2009

SOZOPOL - SPACERY, ZWIEDZANKO I INNE BAJERY

Postanowilismy podzielic sie z Wami szumem Morza Czarnego, ale niestety nie da sie pliku video wrzucic na bloga z pozycji telefonu a nie mamy dostepu do kompa. Filmik pojawi sie zatem wkrotce a pochodzi z naszego ulubionego skalistego brzegu, z samiutkiego konca malego polwyspu, na ktorym znajduje sie sozopolskie stare miasto. To fajny spocik na zgubienie nawet i kilku godzin na typowym nic nie robieniu (np. zaleganiu na kamlocie i wpatrywaniu sie w sina dal, albo zaleganiu obok kamlota i wpatrywaniu sie w inne kamloty). Odwiedzilismy dzisiaj obie plaze i dwa centra miasta, bo Sozopol dzieli sie na czesc stara i nowa. Stara opanowana jest przez niemieckich turystow a nowa przez Polakow i Rosjan. Kazda czesc ma swoja plaze - obie szerokie, dlugie i z duza fala co jest dodatkowa atrakcja - w koncu morze to nie jezioro i fala byc powinna. Miasto jest nieco drozsze niz Carewo, ale za to oferuje duzy wybor knajp, restauracji i szlakow spacerowych. Jest tez bardziej tloczne, gwarne i z zupelnie innym, czysto turystycznym klimatem. Pogadalismy tez dzisiaj z chlopakami z Berlina krazacymi po bulgarskim wybrzezu i zgodnie z tym co mowili, Sozopol jest najtanszym z ciekawych miejsc do odwiedzenia nad Black Sea. Wydamy tu mniej niz np. w takim Nesebarze. Tak czy inaczej jutro lecimy juz na Stambul. Mamy kolo 400 km. do przejechania i kolejke do odstania na granicy, wiec bedziemy tam pewnie we wtorek.
Ps. Podarly mi sie skarpetki, wiec kupilem nowe, Diesel za 4 zl:)

sobota, 12 września 2009

SOZOPOL - BULGARIA

Po 40 minutowej przejazdzce (na polnoc zamiast na poludnie pojechalismy, ale co zrobic jak znowu leje w Stambule) znalezlismy sie najpierw w sozopolskim porcie a pozniej w naszej fenomenalnej kwaterce. Latwo znalezc noclegu jak zwykle nie bylo. Sozopol jest drozszy niz Carewo i glownym problemem byla cena. Za 20 lv. moglismy spac jedynie w pokoiku wielkosci pudelka zapalek - doslownie:) Ale my jak zwykle wykazalismy sie wytrwaloscia w przeczesywaniu terenu i zostalismy solidnie nagrodzeni. Jestesmy w malym pensjonaciku prowadzonym przez sympatyczne starsze panie. Jest to prawie najtansza opcja z dzisiejszych odkryc a mamy duzy pokoj, dwa balkony, odjechany widok na morze (rewelacja!) i klimatyzacje nawet (ta akurat, raczej nam sie nie przyda) - wszystko to za 30 lv. czyli nieco mniej niz 70 zl. Sozopol juz nie tak senny jak Carewo. Po miescie kreci sie sporo turystow i slychac rozne jezyki. Poza tym jest na pewno ladniejszy - ze slicznymi waskimi uliczkami i domami budowanymi na podstawie z kamienia. Nie zdazylismy za duzo sie poszwedac, ale wychwycilismy, ze sa tez klify, piekna plaza (pewnie nie jedna) i alejka palmowa. Klimatem juz na pierwszy rzut oka rozni sie bardzo od naszej socjalistycznej oazy, ale to wcale nie znaczy, ze jest lepszy:) Wiecej powiemy jak jutro pokorzenioczymy (to od Roberta Korzeniowskiego sobie wymyslilem) troche po miescie.

piątek, 11 września 2009

CIAGLE W TSAREVIE - BULGARIA

Kolejny leniwy dzien w Tsarevie. Zerknalem w Lonely Planet zeby zobaczyc co tam pisza o naszym kurorciku i prosze bardzo. Glowna zaleta miescinki, poza rewelacyjnymi plazami i widokami z klifow, to wlasnie specyficzny klimat spokojnego miejsca, nie podobnego do innych na wybrzezu Black Sea. Jest fajnie, jest smacznie, jest mocno relaksacyjnie, ale co za duzo to niezdrowo i postanowilismy ruszyc sie z miejsca. Jeszcze nie do Stambulu gdzie maja byc w weekend silne opady i jest ryzyko jesli nie utoniecia (malo prawdopodobne) to przynajmniej utkniecia na zakorkowanej autostradzie (prawie pewne). To gdzie sie wybieramy? Zdecydowal przypadek. Zatrzymalismy sie na chwilke przed stoiskiem z pocztowkami i wpadla nam w oko jedna taka miejscowosc. Jest z historia siegajaca starozytnej Grecji, masa zabytkow i slicznych zakamarkow. Jutro czeka nas 36 km. etap - ruszamy do Sozopolu:)

czwartek, 10 września 2009

TSAREVO PISANE TEZ JAKO TZAREVO - DZIEN DRUGI

Dzisiejszy dzien odbyl sie pod znakiem owocow, plazy i wina. I tak w kolejnosci: najpierw byly pierwszorzednne sliwy, arbuzy i inne smaczne rzeczy kupione w jednym z wielu warzywniakow a pozniej plazowanie i lapanie opalenizny w miejscu o nazwie plaza glowna:) Ostatnim akcentem dnia byla z kolei degustacja czerwonego wina z nieopodal zlokalizowanych winnic. Degustacja wina odbyla sie w towarzystwie... Polakow ponanych wczoraj w spozywczaku:) Jak sie okazalo nie jestesmy tu tylko my z nad Wisly. Poznalismy Monike i Kamila podrozujacych po Bulgarii na wlasna reke i spedzilismy wieczor na milej pogawedce. Tez im sie podoba w Carewie i tez sa zauroczeni specyficznym klimatem maszyny czasu:) Obiecane namiary na kobiete z biura turystycznego, ktora zorganizowala nam swietny nocleg: Mariana (to imie), ul. Mihail Gerdjikov 18, kvartiri.tzarevo.com, dmelani@mail.bg. I w ogole polecamy Tsarevo, zreszta sami przedluzylismy nasz pobyt tutaj do soboty:)
Ps. Nie tylko stope zamoczylem, ale sobie po prostu solidnie poplywalem. Woda ma ze 24 stopnie jak nie lepiej:)

środa, 9 września 2009

TSAREVO - BULGARIA

Wiem juz na pewno, ze Bulgaria jest na mojej liscie panstw ulubionych (w top ten i to nie na miejscu ten). Wyladowalismy w Tsarevie (czyli Carewie po prosu) - jednej z bardziej na poludnie wysunietych miejscowosci wypoczynkowych. Sympatyczne to miasteczko, takie lekko zatrzymane w czasie - mam wrazenie jakby panowaly tu ciagle lata 80-te - ale przez to jest tylko jeszcze bardziej urocze - zaraz temat rozwine. Miasto znajduje sie na cyplu i jest z trzech stron atakowane przez - wsciekle aktualnie - fale. Jest tu wszystko: klify i lagodne zejscia do wody, piasek i kamloty (jesli ktos woli), fenomenalne widoczki i ,przede wszystkim, cudnie zielona, ciepla woda (kolorek jak Morze Karaibskie przy podobnej pogodzie i pewno bedzie turkusowo jak zaswieci slonce). Carewo jest wyposazone we wszelkie udogodnienia jakie powinien miec kurort wypoczynkowy - od bankomatu poczawszy, na pysznych nalesnikach podawanych na 100 sposobow skonczywszy. A wracajac do wspomnianych lat 80-tych. Chodzi mi glownie o architekture - taka z czasow socjalistycznych wakacji - ale tez i kompletny brak nieznosnego lansu i krzykliwosci wystepujacych w nadmiarze nad Baltykiem. Niby duzo tu ludzi, ale cisza i spokoj a do tego jacys wszyscy pozytywni sa. Jest jeszcze cos - jest rewelacyjnie tanio:) Znalezlismy pokoj z duzym balkonem w samym centrum (tzn. blisko zeby zjesc i rownie blisko na plaze) za 22 leva czyli jakies 50 zl. Moge w tym miejscu polecic przemila Pania, prowadzaca biuro turystyczne nieopodal glownego spacerniaka. Zanim do niej trafilifmy zjezdzilismy cale miasto szukajac noclegu i wszedzie czegos brakowalo - jak byla plaza to kompletne odludzie, jak byly knajpki z jedzeniem to daleko na plaze a jak wszystko bylo OK. to cena zaporowa (np. 60 leva czyli jakies 130 zl). Co ciekawe ta kobieta swietnie zna polski:) Jutro podam namiary na nia(adres czy nr telefonu), moze sie ktos wybiera nad M. Czarne to bedzie jak znalazl. W ramach podsumowania powiem na koniec: Tsarevo to znakomite miejsce na wakacyjne zresetowanie po wycisku w pracy albo meczacej podrozy (jak w naszym przypadku). Jest tylko jeden minus. Pogoda jest ciagle do banki (wszyscy mowia, ze tak marnego wrzesnia nie bylo od lat), ale ponoc jutro ma zaswiecic slonce - zobaczymy. W zwiazku z armagedonem powodziowym w Stambule chyba sobie troszke przedluzymy pobyt w Carewie - i to dobrze, bo tu fajnie:) Szkoda tylko, ze w Turcji tak dramatycznie sie dzieje:(

NESBAR - BULGARIA + KROTKIE INFO O KOSZTACH DOTYCHCZASOWYCH NOCLEGOW

Jestesmy w kolejnym kurorcie nad Morzem Czarnym. Bulgaria jest urocza, wciagajaca a Bulgarzy usmiechnieci i tak po ludzku sympatyczni (samych fajnych ludzi tu spotkalismy do tej pory - od kobiety za lada i czlowieka w hotelu, po taksowkarza chcacego nam pomoc w znalezieniu noclegu) - nic dziwnego, ze coraz wiecej turystow wybiera ten kierunek na wakacje. Jesli nad morze i za granice to polecamy Bulgarie zdecydowanie (no i jeszcze ta swietna kuchnia - mmm...). Sniadanie nie po raz pierwszy na parkingu - byly jakies pyszne slodycze, slony ser w ciescie francuskim i Ajran produkowany przez... Danone:) Zaczyna sie robic coraz bardziej poludniowo i egzotycznie - przy drogach rosna sobie roslinki jakie u nas wystepuja raczej tylko w ogrodach botanicznych (nie wiem co to na zdjeciu jest - jakies takie sukulentowate toto).
A teraz krotkie info o kosztach noclegow w roznych miejscach:
Rumunia: motele za 60 pln, mieszkanie w Bukareszcie 20 Euro (super cena - skontaktujcie sie z ekipa YMCA hostel w sprawie rezerwacji)
Bulgaria: Warna - najtaniej 110 PLN za slabe warunki (warto tylko jesli ktos ma cisnienie na zwiedzanie tego kurortu), mozemy polecic natomiast hotelik 20 km. na poludnie od Warny oddalony o 2 km. od plazy, swietne warunki, see view i tylko 70 PLN (white house nr tel. +35951054494) - fajne miejsce na przystanek.

NA POLUDNIE OD WARNY - BULGARIA

Ta czarna;) plama na horyzoncie to Morze Czarne. Troche daleko, ale jak wezmiecie poprawke, ze aparat oddala to zrobi sie z tego naprawde sliczny widok (zwlaszcza jak na motel). Planowalismy dotrzec do Warny i tam spedzic noc, ale dojechalismy pozno, ceny hoteli byly zawrotne (nawet oferujacych poziom - minus 2*)a i tak nie chcielismy zwiedzac, wiec ruszylismy sie kawalek na poludnie od miasta. A tutaj taniej, warunki o niebo lepsze (nawet basen jest) i dobre miejsce do dalszej drogi (nie trzeba sie przebijac przez zatloczona Warne). Dzisiaj planujemy krotka traske - jakies 160 km. i nocleg w Tsarewie (ostatni w Bulgarii - bedziemy 60 km. od tureckiej granicy), ponoc uroczej miejscowosci turystycznej nad samym morzem. Troche to desperacki pomysl (jest 16 stopni), ale moze uda mi sie jednak zamoczyc w morzu Czarnym - chociaz stope, tak symbolicznie:)
Stan licznikow:
Magda 2859
Darek 2524

wtorek, 8 września 2009

JUZ W BULGARII:)

Przeskoczylismy granice, ktora zupelnie nie wygladala jak granica wewnatrz UE (zdjecie klimatu nie oddaje w pelni) - bylo dziurawo, wasko i koszmarnie wszystko zapuszczone dookola. Most dzielacy oba panstwa tez jakby mial sie zaraz zawalic, ale za to widoki z niego byly wspaniale (nie dalo sie zatrzymac, wiec nie ma foto niestety). Dobra wiadomosc dla jednosladow - na pewno nie trzeba wykupowac winiet zarowno w Bulgarii jak i w Rumunii. Wczesniej tylko tak przypuszczalem, bo informacje pozyskane w PL byly sprzeczne a nie bylo kogo pytac na miejscu az do teraz. Pogoda jest podla i jak to opisal nasz kolega z Bukaresztu trafilismy na najbardziej kiepskie warunki od kwietnia - my to mamy farta. Bierzemy kierunek na Warne - moze wyjdzie slonce jednak. Mala wkretka kulinarna - zjedlismy obiad (cos tradycyjnego to bylo - nazwy nie powtorze) w pierwszej knajpce jaka byla pod reka i byl to najsmaczniejszy posilek na naszej trasie jak do tej pory - kuchnia bulgarska to mila niespodzianka:)