sobota, 8 sierpnia 2009

NASZE MOTOCYKLE, CZYLI WARTO POSTARAĆ SIĘ O SPONSORA

Czas wyjazdu tuż, tuż, można by wręcz rzec, że silniki już powinny się grzać w garażu:-) a tymczasem jeszcze chwilkę musimy poczekać na głównych (obok nas:-) bohaterów wyprawy czyli nasze moto. Dlaczego? No nie dlatego, że zwlekaliśmy z zakupem do ostatniej chwili. To troszkę dłuższa, ale całkiem zabawna (a już na pewno optymistyczna) historia i chyba mogę klepnąć parę zdań na ten temat bez obawy, że przyśniecie nad tekstem (jeśli przyśniecie jednak to przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać żeby czegoś tu jednak nie pisnąć po dłuższym milczeniu). Sporo zastanawialiśmy się nad tym czym wyruszyć w trasę – długą, wymagającą, mogącą „zamordować” sprzęt na amen (i nas zresztą też przy okazji;-). Kiedy w końcu padło na Zipp'a i jego zgrabną 125-kę nazwaną Manic pomyśleliśmy sobie: a może by tak do nich zadzwonić? Co nam szkodzi? W końcu jeśli motocykle „udźwigną” takie wyzwanie to trudno o lepszą reklamę dla producenta. Nawet 100 banerów w centrum miasta ogłaszających dumnie, że „nasze wyroby są najwyższej jakości” nie zastąpi testu wykonanego w bojowych warunkach przez niezależnych użytkowników. No i jak to mówiła niepewnym głosem Pani z prehistorycznej polskiej reklamy (swego czasu budzącej zresztą kontrowersje, co dzisiaj może już tylko bawić – wiecie o jaki spot chodzi?) z pewną taką dozą nieśmiałości chwyciłem za telefon i zacząłem opowiadać co to nam do głowy strzeliło i dlaczego chcemy znęcać się nad Zipp'ami:-) Ku naszemu zaskoczeniu rozmówcy nie zbyli nas brakiem czasu - bo to np. kawa poranna stygnie (wcześnie było), albo excel się nie otwiera a raporty trzeba wysłać. Nie użyli też innych bardziej wymyślnych wykrętów, które zagwarantowałyby szybkie i skuteczne spławienie dziwnych petentów. Zamiast tego podjęli temat i to z dużym zainteresowaniem! To była miła niespodzianka a jej owoce czyli dwa Zippy od przyszłego tygodnia będą poddawane procesowi ujeżdżania przez nasze skromne osoby. Cały proces zdobywania Manic'ów troszeczkę rozciągnął się w czasie i okazał się dłuższy niż prosty spacer do sklepu pt. „dwa motocykle poproszę”, bo telefonów było "trochę" więcej niż jeden a i mejli „kilka” popłynęło w obie strony. Ale zdecydowanie było warto (!) i już za chwilkę będziemy mogli wreszcie pochwalić się zdjęciami naszych pociech. Żeby nie było tak tylko na wesoło i cukierkowo-słodko to trzeba tu powiedzieć, że każdy kij ma dwa końce a medal dwie strony i takie rozwiązanie tzn. podróżowanie po świecie pożyczonym pojazdem, niestety powoduje pewne problemy formalne, których przeskoczenie jest dużo trudniejsze (a już na pewno bardziej czasochłonne) niż załatwienie wizowych pieczęci w paszportach. Ale o tym później:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz