wtorek, 20 października 2009

JUZ W ODESSIE:)

Najpierw to co dobre a pozniej bede narzekal. Spedzilismy na promie dwa dni pograzajac sie w przyjemnym lenistwie:) Przez wieksza czesc rejsu bylo cieplo, swiecilo slonce (to za dnia oczywiscie w nocy bylo normalnie, czyli ciemno, ale za to jakie niebo rozgwiezdzone:) i nie rozwodzac sie zbytnio, bylo przyjemnie. Wspomnialem o szansie na delfiny i zgadnijcie co. Byly!!!:) Mniej wiecej na srodku Morza Czarnego do statku zblizylo sie cale stado wesolych delfinow. Skakaly, plynely w nasza strone, mielismy je prawie na wyciagniecie reki. Cos cudownego. Zrobily show jak w delfinarium w ktorym zreszta nigdy nie bylismy, wiec byl to nasz pierwszy kontakt z tymi inteligentnymi stworzeniami. Chocby dla tych kilku minut wscieklej radochy warto bylo pozbyc sie resztek oszczednosci na drogie bilety promowe:) Razem ze swiezo poznanym Slowakiem biegalismy po statku i darlismy sie do siebie namierzajac kolejne popisy naszych morskich przyjaciol:) Ale bylo fajno! W samej Odessie tez jest swietnie, tzn. az zaskakujaco pieknie. Miasto nie zostalo zrownane z ziemia, jak wiekszosc Polski w czasie II woj. swiatowej, i w zwiazku z tym cala starowka i wszystkie zabytkowe budowle zachowaly sie w oryginalnym ksztalcie. Zero sladow komuny. Nie widac blokowisk. Czujemy sie jak w Paryzu lub (moim ulubionym) Budapeszcie. A teraz male narzekanie. Po kontakcie z sympatycznymi Gruzinami przyszedl czas na niesympatycznych Ukraincow. Juz na promie obsluga byla wyjatkowo niemila i leniwa. Gruzini tez mieli na kazdym kroku potworne problemy z organizacja - trudno bylo uzyskac pewna informacje i cokolwiek zalatwic - ALE wszystko bylo neutralizowane szczerym usmiechem i checia pomocy. Na promie nie bylo ani usmiechu, ani checi pomocy. Na szczescie za duzo kontaktu z zaloga nie mielismy. Ten klimat paskudny na promie byl ostrzezeniem, ze chyba Ukraincy juz nie tacy rowni. I po tym sygnale nadeszla burza w postaci granicy ukrainskiej. Na zly poczatek slamazarne oproznianie promu. Czekalismy na pokladzie towarowym bite 6 godzin zeby pozwolono nam zjechac do portu. Dalej jeszcze gorzej. Byla 21:30 kiedy zabrano sie za nasze paszporty a z przejscia wyjechalismy o 1 w nocy. W miedzyczasie musielismy cierpliwie czekac az celnicy pobiora lapowki od gruzinskich kierowcow. Jako turysci raczej nic dac nie moglismy, wiec przesunieto nas na koniec kolejki. Co ciekawe kolejka skladala sie z 5-ciu samochodow. Doslownie z 5-ciu! Tiry byly zalatwiane w innym miejscy. I te 5 samochodow odprawiano prawie 4h. Koszmar! Organizacja urzednicza jasno wskazuje jaki dystans dzieli Ukraine od Europy. Jest jej tak blisko do UE jak drodze z Gdanska do Suwalk do niemieckiej autostrady. Biurokracja dziala na sowieckim wzorcu i zeby to zmienic trzeba bedzie duzo paliwa, zapalek i cierpliwosci. No, ale nic. Wjechalismy a tu juz z urzedasami kontaktu nie mamy i mozemy cieszyc sie piekna, zabytkowa Odessa:)

7 komentarzy:

  1. Normalnie dzicz zaporoska! Będą niezłe jaja z tym Euro 2012. Wątpię czy Ukraińcy będą wstanie cokolwiek zorganizować. Może poza Donieckiem... Uważajcie na siebie. Oby się nie okazało, że to Ukraina kryje w sobie najwięcej przykrych niespodzianek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby wam tylko pogoda dopisała, a goscinność Ukrainców jest podobna do gruzińskiej ale w mniejszych miejscowościach. Połamania kół.
    Taki jeden z wymarłego miasta :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomniczek Katarzyny II dostojny. Koniecznie zaliczcie schody potiomkinowskie. Odessa kojarzy mi się niezmiennie z Deja Vu Machulskiego :) Johnny Pollack wymiata :) I tu mały cytat:

    "Ukraińcy i Rosjanie bardzo dobrze kojarzą ową produkcję. W oparciu o nią działa jedna z najmodniejszych obecnie odeskich restauracji Deża wiu. Otwarto ją w czerwcu br. w pobliżu schodów Potiomkinowskich. Wejścia strzeże wąsaty portier (niczym ten z filmu), obok niego stoi popiersie Lenina z podpisem: "Wódz światowego proletariatu", w tle - ściana oblepiona zdjęciami-kadrami z filmu z J. Stuhrem w roli głównej. Kelnerzy przebrani za komsomolców uwijają się jak w ukropie, zbierając zamówienia."

    Czekam na fotki z wnętrza :))

    Pozdrowienia,

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  4. Będziecie mieli co wspominać. Nie wszędzie mozna wjechać łatwo i przyjemnie. Miejmy nadzieję, że po Euro 2012 mentalność Ukraińców się trochę zmieni.
    Piatku, diesiatku a jeścio dlia koliegi he he.
    Jak wam się w ogóle udało przejechać granicę bez łapówki?
    Następny tydzień ma być trochę cieplejszy w Polsce to możecie zacząć stepować w kierunku ojczyzny he he.
    Ciepełka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. kurcze Piter za pozno przeczytalem ten Twoj komentarz i w knajpce nie bylem. ech...:( schody zaliczone. Ciagle mozna znalezc tam pamiatki po slawnych zajsciach tak efektownie pokazanych w Pancerniku. Nie mam jak wrzucic fotek, bo lacza sa za slabe i trwa to wieki. Jak tylko sie net odetka to sami bedziecie mogli zobaczyc:)
    co do euro to nie wiem jak to ma wygladac, ale przy takiej kulturze pracy na granicy po prostu to sie nie moze udac. Beda ludzie stac w korkach i sie... denerwowac. Jeszcze jak wygra opcja wschodnia wybory to moze dopiero sie zrobic wesolo.

    OdpowiedzUsuń
  6. przekąska w restauracji na sozopolskich skałkach - ileśtam.
    zobaczyć delfiny na wolności - bezcenne.
    też tam były, popływały chwile przy brzegu :)
    Pozdrawiam
    Kamil

    OdpowiedzUsuń